26 lip 2009

Boją się przyznać ...

32-letnia Brytyjka Hannah od 13 lat ucieka przed rodziną, która chce ją zabić za porzucenie islamu. Szacuje się, że ponad półtora miliona muzułmanów w Europie przestało wierzyć, ale boi się do tego przyznać
Hannah wyjrzała zza firanki. Ulicą w stronę jej domu zmierzało 40 rosłych drabów. W rękach młotki, noże, siekiery, kije. Na czele groźnego pochodu szedł jej ojciec, na co dzień szanowany imam z meczetu w hrabstwie Lancashire. W tłumie poznała jeszcze wuja. Ojciec podszedł do drzwi i przysunął twarz do otworu na listy. - Zabiję cię! - krzyknął z całych sił. W mgnieniu oka pozostali mężczyźni otoczyli dom i zaczęli się drzeć: "Zabijemy cię!", "Niewierna!". Wśród wściekłych okrzyków rozległo się walenie i huk tłuczonego szkła.
- Byłam pewna, że za chwilę zginę - będzie opowiadać wiele lat później Hannah. - Ale nagle, po jakichś dziesięciu minutach hałas ustał i mężczyźni sobie poszli

Od tamtej pory, czyli od 1994 r., Hannah nieustannie ucieka. Przez 13 lat zmieniła miejsce zamieszkania 45 razy. Numer telefonu zmienia regularnie. W czerwcu 2007 r. dostała SMS-a z pogróżkami od brata, co oznaczało, że rodzina znowu ją wytropiła. Tym razem nie wytrzymała i zgłosiła się na policję.
Na chrześcijaństwo Hannah przeszła w wieku 16 lat, gdy rodzice chcieli ją zmusić do małżeństwa z obcym człowiekiem. Uciekła z domu, schroniła się u swojej nauczycielki. Z czasem rodzice machnęli ręką i uznali konwersję córki za młodzieńczy wybryk. Zgodzili się by studiowała na uniwersytecie w Manchesterze.
Ale gdy córka imama osiągnęła pełnoletność i postanowiła się ochrzcić, ściągnęła na siebie rodzinny wyrok śmierci. To wtedy zaczęło się trwające do dziś polowanie na Hannah.

Milcząca rzesza

Takie historie nie dzieją się tylko wśród ekstremistów. Z opowieści Sofii, innej Brytyjki, która porzuciła islam, wyłania się obraz normalnej rodziny, która mogłaby uchodzić za wzór integracji muzułmanów z zachodnim społeczeństwem.
Rodzice dziewczyny, imigranci z Pakistanu, nigdy nie kazali jej okrywać się chustą, posłali ją do szkoły publicznej i na studia. Ale gdy dowiedzieli się o jej przejściu na chrześcijaństwo, Sofia przez trzy tygodnie była bita przez matkę, ojciec lżył ją i nazywał "błotem niegodnym ubrudzenia jego butów". Gdy zapowiedział, że ją zabije, uciekła.

Według jednego z sondaży opublikowanych niedawno na Wyspach prawie jedna trzecia młodych muzułmanów uważa, że odstępstwo od wiary można karać śmiercią. Taką karę nakazuje szariat (niektóre szkoły koraniczne podają, że w przypadku kobiet wystarczy więzienie) i jest ona zapisana w kodeksach siedmiu państw muzułmańskich.

Gdyby obowiązywała i w Europie, należałoby posłać na krzesło elektryczne ogromną rzeszę muzułmanów. Oficjalne statystyki podają wprawdzie, że bardzo niewielu z nich zmienia wiarę albo zostaje ateistami - w Wielkiej Brytanii jest to ok. 3 tys., czyli 0,18 proc. wszystkich. Te liczby nie mają jednak nic wspólnego z rzeczywistością.

- Prawie żaden muzułmanin, który odszedł od islamu, nie przyznaje się do tego nawet przed najbliższą osobą - mówi "Gazecie" Maryam Namazie, pochodząca z Iranu działaczka praw człowieka, która na Wyspach stała się ateistką.

Dziennik "The Times" dwa lata temu szacował liczbę takich cichych eksmuzułmanów w Wielkiej Brytanii na 200 tys. (spośród 1,6 mln mieszkających na Wyspach wyznawców islamu). Zgadza się to w przybliżeniu z badaniami, jakie prowadzi Ibn Warraq, jeden z najsłynniejszych brytyjskich eksmuzułmanów. Kilkanaście lat temu Ibn Warraq zdobył rozgłos książką "Dlaczego nie jestem muzułmaninem", która jako pierwsza na Zachodzie próbowała przełamać tabu panujące na temat byłych muzułmanów.

Zdaniem Maryam Namazie rzeczywista liczba eksmuzułmanów może sięgać nawet 20 proc. W Europie Zachodniej mieszka ok. 15 mln muzułmanów, co oznacza, że od 1,5 do 3 mln faktycznie nie jest już muzułmanami. I boi się do tego przyznać.

Europa widzi tylko fanatyków

Z tymi szacunkami zgadza się Nadia Jeldtoft, historyk religii z duńskiego Instytutu Badań Społecznych. - W każdej społeczności mniejszość wykazuje w długim okresie tendencję do upodabniania się do większości - mówi "Gazecie" Jeldtoft. - To naturalne, że coraz więcej muzułmanów przejmuje styl życia przeciętnego Europejczyka - na co dzień raczej niepraktykującego.

Duńska historyk wskazuje też, że społeczeństwa europejskie nie potrafią patrzeć na muzułmanów inaczej niż przez pryzmat religii. Monopol na wypowiadanie się w sprawach muzułmanów mają organizacje religijne. - Spójrzmy na media, tam pojawiają się tylko muzułmanie chodzący do meczetów czy działający w organizacjach islamskich. Gdy dziennikarz robi jakikolwiek materiał o muzułmanach, idzie do meczetu - mówi Nadia Jeldtoft, która dowodzi, że podobnie postępują socjolodzy i badacze islamu.

Christian McDonald z organizacji Barnabas Fund, która walczy z prześladowaniem chrześcijan na świecie, dodaje: - Przyzwyczailiśmy się myśleć, że imigracja muzułmanów na Zachód rodzi same problemy: radykalizację, fanatyzm, terroryzm. A według najróżniejszych badań religijnymi fanatykami staje się co najwyżej 1 proc. muzułmanów w Europie. Nie zauważamy, że wielokrotnie więcej z nich przechodzi w Europie ewolucję w drugą stronę: wybiera świecki model życia, chce być ateistami lub chrześcijanami.

Podziemie

Dwa lata temu dziennikarze "The Times" dotarli do organizacji podziemnej pomagającej byłym muzułmanom lub tym, którzy chcą porzucić islam. Ich artykuł czyta się jak relację z konspiracyjnej działalności opozycyjnej w którymś z krajów rządzonych przez dyktaturę. Członkowie spotykają się potajemnie w różnych częściach Wielkiej Brytanii, muszą zacierać wszelkie ślady swojej działalności.

Jedna z założycielek opowiadała dziennikarzom, że już na początku mieli ok. 70 członków i liczba ta szybko rosła, choć nie mogli się nigdzie ogłaszać, a każdy, kto się do nich zgłaszał musiał przechodzić długi proces weryfikacji.

Zdaniem Maryam Namazie to skutek bezczynności policji, która nie chce ingerować w sprawy społeczności muzułmańskiej. - Władze brytyjskie od lat pobłażają radykałom, sądząc, że w ten sposób unikną konfliktów etnicznych.

Choć ukrywająca się przed rodziną od 13 lat Hannah złożyła zeznania obciążające jej ojca i wielu członków rodziny, to policja nikogo dotąd nie przesłuchała. Nie dała też dziewczynie ochrony, tylko numer telefonu, pod który ma dzwonić w razie zagrożenia. Sąsiedzi Nissara Husseina, lekarza z Bradford, który wraz z żoną przeszedł na chrześcijaństwo, atakowali jego dom, podpalali samochód, straszyli dzieci. Policja nikomu nie postawiła zarzutów, a Husseinowi poradziła, by się przeprowadził. Na Anwara Szejka, byłego nauczyciela pochodzącego z Pakistanu i ateistę, imamowie 18 razy rzucali fatwy, a w kazaniach podjudzali przeciw niemu sąsiadów. Policjanci otwarcie powiedzieli mu, że to sprawa między muzułmanami.

Przełamywanie strachu

W czerwcu 2007 r. w całym Londynie pojawiły się plakaty ze zdjęciami 25 osób podpisane wielkimi literami "Porzuciliśmy". Nawiązywały do słynnego niegdyś manifestu feministek "Usunęłyśmy" (chodziło o aborcję).

W ten sposób rozpoczęła działalność brytyjska Rada Byłych Muzułmanów, której szefową została Maryam Namazie. Pokazali swoje twarze, by przełamać barierę strachu i walczyć o swoje prawa. Pomysł ściągnęli z innych krajów - pierwsi w styczniu 2007 r. taką radę powołali byli muzułmanie w Niemczech. W maju powstała wersja skandynawska, na jesieni - holenderska. Po raz pierwszy w Europie byli muzułmanie zaczęli się oficjalnie organizować.

Rada prowadzi stronę internetową, infolinię dla potrzebujących pomocy, powstała też grupa dyskusyjna na google.com dla brytyjskich muzułmanów, którzy przestali wierzyć. Co miesiąc kontaktują się z nimi setki osób.

Ale na pierwszej próbie kontaktu zwykle się kończy. Od momentu powstania do Rady wstąpiło tylko 35 nowych osób. Tylko jedna z nich zgodziła się pokazać swoją twarz.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz